
Szaleję ostatnio tymi wpisami na temat Gwiezdnych Wojen, ale w końcu mamy maj 😛 Swoją drogą to właśnie 25 maja w Los Angeles jest Dniem Gwiezdnych Wojen – 25 maja 1977 Nowa Nadzieja pojawiła się po raz pierwszy na ekranach kin. Ale nie o tym będzie w tym wpisie.
Miałem ostatnio okazję obejrzeć materiał zatytułowany „Jak FANI zabili Gwiezdne Wojny” produkcji tvfilmy, który mnie skłonił do refleksji. I od razu zaznaczam, że nie tym typem fana, który będzie starał się przeciągnąć każdego na Jasną Stronę po tym, jak oznajmicie mi, że lubicie sequele. Ja też je w jakiś sposób lubię. Nie hejtuję ich, momentami oglądało mi się je ciężko i nudno, a momentami były świetne. Są rzeczy, które można było poprowadzić czy opowiedzieć inaczej, ale materiał już został nagrany i raczej już nigdy go nie zmienimy. To, co chcę powiedzieć – wszyscy mamy prawo do swojej opinii i szanujmy opinie innych. Zaznaczam to, bo temat Disney’a i jego produkcji w uniwersum STAR WARS jest tematem delikatnym, a zagorzałych fanów tego świata ciężko zadowolić.
Poniżej zostawiam materiał, o którym wspominałem wcześniej.
Uwaga, mogą pojawić się spoilery
Od tego momentu w moim tekście mogą pojawić się spoilery. Takowe zostaną zakryte widocznym czerwonym przyciskiem z odpowiednią adnotacją. Za punkt odniesienia będę często przywoływał to, co padło w powyższym filmie, dlatego warto się z nim zaznajomić.
The Mandalorian jako serial
Swego czasu lubiłem oglądać seriale, teraz jest z tym troszkę inaczej – lubię co prawda tę dowolność, że mogę sam sobie dyktować tempo oglądania, ale jest to broń obosieczna. Z jednej strony trzeba regularnie decydować się na posiedzenia, aby nie „wypaść” z rytmu i nie zapomnieć poszczególnych wątków, a z drugiej nie musimy z góry deklarować 140 minut (lub więcej) swojego czasu/możemy przerwać w dowolnym momencie.
The Mandalorian jest napisany w sposób, który osobiście bardzo mi się podoba. Odcinki są podzielone na chaptery (Rozdziały), co jest dla mnie rozwiązaniem problemów wspomnianych wyżej. Co rozdział opowiadana jest inna historia, często na innej planecie, a to sprawia, że poszczególne wątki – te mniej ważne, zamykają się w tych góra czterdziestu minutach.
Opinie, z jakimi się spotykałem były takie, że pierwszy sezon bywa nudnawy, a serial nabiera rumieńców dopiero w dwóch kolejnych. Obecnie jestem na dwa odcinki przed zakończeniem sezonu pierwszego i szczerze… nie wiem, czego się spodziewać dalej, ale nie narzekałem na nudę. Znowu, być może jest to spowodowane moim podejściem – lubię wolniejsze tempo, bez względu na to czy jest to gra, czy film. Mało tego, bywa, że sceny akcji i masa wybuchów mnie odrzuca. Taka mała ciekawostka 😛 W każdym razie, lada moment zakończę sezon pierwszy i przejdę do kolejnych, ponoć o wiele lepszych.
O wiele lepszych… tyle słyszałem z opinii i właśnie z materiału tvfilmy. Drugi sezon, to jak Arasz w materiale określił „festiwal znanych twarzy”. Akcja serialu rozgrywa się w 16 ABY (16 lat po bitwie o Yavin w Nowej Nadziei). Jest to czas po upadku Imperium, ale przed powstaniem Nowego Porządku. Kogo więc można się spodziewać? Szczerze, nie mam pojęcia, ale chętnie się przekonam. To jest pierwszy moment, w którym na taką wieść czuję realną ekscytację. Czy będzie to Luke, zanim się zaszył na Ahch-To? Jego siostra, Leia? Han Solo? Trzeba będzie po prostu obejrzeć 😉
The Mandalorian gra bezpiecznie… to chyba dobrze?
Sam jestem zdania, że jeżeli coś dobrze działa/dobrze się sprawdza, to ryzykownym jest to zmieniać. Oczywiście zmiany też są potrzebne, ale znowu – zależy o czym mowa. W przypadku Gwiezdnych Wojen okazuje się, że raczej lepiej trzymać się utartych schematów. Fani są bardzo krytyczni, ciężko ich zadowolić, a niektórzy uniwersum traktują jako religię.
Jednak uciekanie się do takich skrajności jak wyzywanie, a nawet groźby w stronę Georga Lucasa czy aktorów o to, że film jest „be” to nieporozumienie. I znowu odwołuję się do materiału – George Lucas miał wizję odnośnie swoich filmów, chciał opowiedzieć historię i to zrobił. Co prawda oryginalna trylogia nie jest moim dzieciństwem, mogłaby być nim dopiero trylogia prequeli, ale powoływanie się na zrujnowane dzieciństwo… Nie wiem. Jeżeli mnie coś nie odpowiada, to opuszczam taką imprezę. Mógłbym narzekać na sequele, ale zostały one nagrane tak, a nie inaczej i już nic z tym nie zrobimy, jest to uważane za kanon. Lore jest tak rozbudowany, że jego eksplorowanie stanowi dla mnie zabawę.
Ale nie ulega wątpliwości, że Mandalorian dobrze przedstawia światy, pojazdy i osoby dobrze już nam znane (mówię to będąc u schyłku pierwszego sezonu). Jeżeli ten drugi i trzeci sezon rzeczywiście będzie pod tym względem podnosił poprzeczkę jeszcze wyżej, to nie ma się czego bać.
Dubbing
Jestem z tych osób, które raczej unikają dubbingu, jednak tutaj nie wypada on tragicznie. Miałem okazję obejrzeć fragment Imperium Kontratakuje z polskim dubbingiem i nie dałem rady. Tutaj o dziwo się udało. O ile bywają odcinki, gdzie postacie dużo ze sobą mówią, to są też takie, gdzie zdecydowaną większość czasu bywa cicho. Może to też przez to. Ale to, co tutaj decyduje o tym, to dobór głosu głównego bohatera – tak mi się przynajmniej wydaje. Mamy do czynienia z zamaskowanym, opancerzonym łowcą nagród. Jego w dużej mierze oschłość i brak okazywanych emocji sprawia, że w polskiej i angielskiej wersji wypada on na podobnym poziomie. No i fakt, że na głos Grzegorza Małeckiego nałożono efekt/filter symulujący jego mowę w owym hełmie też dodaje klimatu i maskuje mankamenty.
Kończąc…
Nie będę Was zanudzał czy spoilerował, The Mandalorian to serial jak najbardziej godzien polecenia, dlatego warto go samemu obejrzeć i wyrobić sobie opinię. Jeżeli jesteście fanami Gwiezdnych Wojen, to raczej powinniście być zadowoleni.
Całość znajdziecie oczywiście na Disney+.