Seria Grand Theft Auto to seria kultowa. Nie ulega wątpliwości, że zna ją praktycznie każdy, nawet osoby nie obracające się w świecie gier. Od premiery ostatniej części cyklu mija we wrześniu tego roku okrągła dekada, a na horyzoncie nadal nie widać wyłaniającej się szóstej części. Wiadomym jest tylko, że powstaje, a z przecieków, które można było swego czasu zobaczyć wiemy, że przeniesiemy się do słonecznego Vice City. Ale nie o tym będzie traktował ten wpis.
O GTA można mówić dużo, a o module sieciowym jeszcze więcej. Jedni go kochają, drudzy nienawidzą, jeszcze inni uznają tylko tryby roleplay. I ja nienawidziłem w pewnym momencie modułu sieciowego i to prawdę mówiąc przez dość długi czas. Zmiana nastąpiła w wakacje zeszłego roku.
Prosta zmiana, nie można było tak od razu?
26 lipca GTA Online otrzymało aktualizację Criminal Enterprises, w której to dodano coś, co sprawiło, że nie tylko ja wróciłem do okazjonalnego grania. Liczba graczy skoczyła do 200 tysięcy grających jednocześnie. Podobny wynik moduł sieciowy notował w początkach pandemii i lockdownów.
Ale do sedna – wspomniana nowość, która przyciągnęła wielu graczy z powrotem (w tym mnie) to możliwość wykonywania wszystkich aktywności, w tym głównie sprzedaży biznesów w sesjach tylko dla zaproszonych graczy. Oznacza to koniec stresu związanego z graniem solo na publicznych sesjach i obawą, że nasze produkty zostaną zniszczone w trakcie sprzedaży.
Społeczność online, która pozostawia wiele do życzenia
Jestem graczem, który lubi się wczuć. Czy to kupno nowej nieruchomości czy samochodu – lubię nim wyjechać i przemierzać ulice Los Santos spacerowym tempem, podziwiając kunszt twórców i żyjące miasto. Najgorszą rzeczą, jaka może się trafić w takim momencie jest zabłąkany gracz/griefer, chcący podbić swoje K/D ratio lub po prostu nudzący się i kasujący Was rakietami ze swojego Oppressora.
Bywali też tacy, którzy wyzywali mnie od najgorszych, bo po takich akcjach włączałem tryb pasywny – to taka opcja, która pozwala się na jakiś czas uwolnić od natrętów. Serio, jeżeli nie mam ochoty z Tobą wchodzić w wymianę ognia i staram się sprawić, żebyś się odczepił – od razu musisz wyzywać mnie i moją rodzinę na trzy pokolenia wstecz? I kto tutaj jest gorszy? Jeżeli gra umożliwia korzystanie z takiej opcji, to będę jej używał.
Widzicie już pewnie, jaki obraz społeczności wyłania się z tych opinii. Nie twierdzę, że nie ma dobrych, przyjaznych graczy w społeczności GTA Online, ale niestety zdecydowaną większość stanowią tacy, którzy będą do Was strzelać jak tylko znajdziecie się w zasięgu ich wzroku. Zdecydowanie bardziej dojrzałą społeczność stanowiło Red Dead Online, gdzie ludzie rzeczywiście się wczuwali i nawet oferowali pomoc zagubionym na prerii.
Za sesjami publicznymi oraz za społecznością (tą zepsutą) na pewno nie będę tęsknił.
Co to faktycznie zmienia?
Na pewno zyskujemy na zdrowiu psychicznym. Społeczność GTA Online jest jedną z bardziej toksycznych, o ile nie najbardziej, z jaką miałem „przyjemność” grać. Fakt, że mamy dostęp do wszystkiego, co oferują sesje publiczne sprawia, że wiele osób już po prostu nie wróci do Los Santos, które często bywało strefą wojny, a nie miastem na wzór Los Angeles.
Gracze solo mogą w końcu grać tak jak lubią, bez uskuteczniania jakichś trików z odłączaniem internetu, aby pozostać samemu w sesji. Ja zawsze grałem w GTA sam, ale wiem, że nowe opcje to spokój dla wszystkich. W końcu można grać tak jak się lubi, kameralnie ze znajomymi lub samemu, bez ryzyka, że znajdzie się ktoś, kto będzie chciał zepsuć zabawę.
Zważając na fakt, że większość osób w społeczności GTA to gracze solo, dziwi mnie fakt, że wprowadzenie takiej opcji zajęło prawie dziewięć lat. Od pewnego czasu unikałem grania na publicznych sesjach i nie czuję, abym cokolwiek tracił na tym, to też – dlaczego dopiero teraz?
A jak już mowa o traceniu czegoś. Tracę teoretycznie wirtualne pieniądze. Jeżeli wykonujecie misje sprzedaży w publicznych sesjach, od pewnej liczby graczy dostajecie 2% do wypłaty od każdej obecnej osoby. Oczywiście wystawiacie się tym samym na ostrzał, więc sami musicie sobie przekalkulować czy Wasze nerwy są warte dodatkowej gotówki. Ładunek, który produkował się kilka/kilkadziesiąt godzin można zniszczyć. Jako, że ja nie lubię się denerwować, to „zarabiam” mniej.
Tak czy inaczej dodana opcja mimo, że wydaje się błahostką, to w rzeczywistości bardzo usprawnia rozgrywkę, sprawia, że ta jest przyjemniejsza i zdrowsza dla naszego samopoczucia i psychiki 😉 Ja zawsze miałem podejście, że gram dla przyjemności, a jak coś mnie zaczyna denerwować, to robię sobie od tego na jakiś czas przerwę. Teraz tylko przydałaby się jakaś grupa do gry, bo sprzedawanie towarów samemu nie należy ani do najłatwiejszych, ani do najciekawszych i najprzyjemniejszych 😛