Stworzenie odpowiedniego nastroju to niełatwa sztuka
Jednak niesamowicie wynagradzająca trudy, kiedy zostanie wykonana prawidłowo. Wiadomo, że w zależności od skomplikowania projektu, nad grą pracuje od kilku do nawet kilkuset osób. Tytuły, jakie znajdą się w tym wpisie będą niewątpliwie należeć do tych drugich.
Rzeczami, jakie wpływają na klimat danej produkcji jest świat, historia, nastrój, ale także spójność artystyczna/wizualna. Swoją drogą na ten temat materiał przygotował Mestre, link zostawiam TUTAJ, bo jest to bardzo rzeczowa produkcja warta obejrzenia.
Dlatego nad spójnością danego tytułu musi dbać cały sztab ludzi, aby to wszystko nie było pozbawione sensu i trzymało się narracji oraz umiejscowienia gry w danym miejscu. Grą, do której mam sentyment, chociaż nie jest aż taka stara jest Mad Max z 2015 roku. Kiedy przypominam sobie o tej produkcji, widzę idealnie wykonaną pracę pod względem oddanych realiów i klimatu. Co prawda tutaj mamy do czynienia z prażącym słońcem na pustyni (która jest dnem wyschniętego oceanu), ale właśnie o coś takiego mi chodzi. Ten upał, brud, metal da się odczuć przez ekran.
Jednak my pozostawiamy upał i wracamy do zimy.
Tom Clancy’s The Division
Jeżeli chodzi o genialnie oddany klimat zimy, ale także miasta ogarniętego epidemią wirusa, The Division jest bezapelacyjnie moim faworytem. W pierwowzór do dzisiaj gra mi się o wiele lepiej, niż w kontynuację z 2019 roku. Nowy Jork pokryty śniegiem, kilka dni po wybuchu epidemii jest zupełnie innym odczuciem, niż Waszyngton skąpany zielenią pół roku później.
Dark Zone (oraz Times Square) w centrum śnieżnego Manhattanu to niezapomniane doświadczenie. Mimo, że nie jestem fanem potyczek PVP, to uczucie niepewności, surowości i świadomości, że jest się zdanym tylko na siebie, kiedy się wkracza do wspomnianej strefy jest nie do zapomnienia. Eksploracja skażonych pustostanów i tuneli metra, do których w każdym momencie mogą przyjść inni gracze naprawdę sprawia, że nieraz człowiek nerwowo ogląda się za siebie i nasłuchuje każdego niepokojącego dźwięku.
The Division to ten tytuł, gdzie zima jest jednym z głównych bohaterów gry. Wiele osób chwali ten mroźny klimat, który rzeczywiście odgrywa tutaj jedną z głównych ról. Zagrożenie, wirus i zbieranie ekwipunku to elementy, których co prawda nie zabrakło w części drugiej, ale w oba tytuły gra się delikatnie inaczej przez swoje zróżnicowanie klimatyczne.
Jeżeli mowa o zróżnicowaniu, genialnie wykonanym trybem i wykorzystaniem realiów był tryb survival, w którym musieliśmy dotrzeć do strefy ewakuacji. Główną rolę odgrywał tutaj mróz, śnieżyca i inni gracze (w zależności czy graliśmy PVP czy PVE). Przez oczywiste umiejscowienie akcji w zimie, tego trybu zabrakło w drugiej części, a był on bardzo przyjemny i klimatyczny. Nie tylko musieliśmy zwracać uwagę na wyposażenie, ale też dbać o to, co ubieramy i dbać o komfort cieplny.
Prolog Grand Theft Auto V
Ta i następna pozycja pochodzi od tego samego studia. Prolog do GTA V rozpoczyna się od napadu. Szybko jednak wychodzimy na zewnątrz, gdzie uderza nas w twarz mróz Północnego Yanktonu – stanu wzorowanego na Dakocie Północnej. Mimo, że prolog nie trwa długo, da się odczuć chłód, zanim finalnie trafimy do słonecznego Los Santos.
Raz do roku (stety lub niestety) taka zima odwiedza na kilka dni tryb wieloosobowy. Warto zaznaczyć, że śnieg ma realny wpływ na zachowanie pojazdów. O wiele łatwiej wpaść w poślizg, co sprawia, że spora część społeczności zaczyna po czasie narzekać na ten stan rzeczy. Niemniej, przez te kilka dni w roku Los Santos wygląda zupełnie inaczej i da się odczuć nie tylko zimowy, ale także świąteczny klimat.
Prolog Red Dead Redemption II
Co prawda w prologu nie mamy na to wpływu, ale do Red Dead Redemption trafił system podobny do tego z The Division. Zresztą Rockstar ma to do siebie, że potrafi dbać o małe szczegóły (chociażby słynne jądra wierzchowców kurczące się na mrozie). W Red Dead także musimy wziąć pod uwagę, w jaki sposób się ubierzemy wyruszając w górskie ośnieżone szczyty.
Jednak prolog, który podobnie jak w przypadku GTA przez jakiś czas odbywa się właśnie w takich ośnieżonych górach, nie ma sobie równych. Może to być kwestia westernowych realiów, ale tutaj jeszcze bardziej czuć trzaskający mróz. Nocujemy w starej oborze, z dala od cywilizacji, wysoko w górach, brodząc w śniegu i będąc smaganym przez porywisty, wychładzający wiatr. Niezbyt przyjemna perspektywa. I wydaje mi się, że właśnie przez ten surowy klimat, z daleka od cywilizacji, w warunkach polowych – to wszystko sprawia, że ten chłód z ekranu uderza nas jeszcze mocniej, niż w przypadku poprzedniego zestawienia.
Steep
Moje przypadkowe odkrycie, a jakie przyjemne do grania w długie zimowe wieczory. Niezależnie od tego czy macie w sobie sportową duszę chętną do rywalizacji czy podróżnika, znajdziecie tutaj coś dla siebie. Steep bowiem to tytuł, w którym możecie pobawić się zarówno w alpinistę i przemierzać Alpy na nogach, ale także założyć narty, snowboard lub… wingsuit, a nawet plecak odrzutowy czy paralotnię.
Jednak to, co gra tutaj pierwsze skrzypce to genialny, stworzony przez Ubisoft świat. Ubi można wiele zarzucić – że mapy są za duże i wypełnione „zapychaczami”, ale (patrzę z perspektywy tworzonych metropolii) Waszyngton czy Nowy Jork z The Division były zrobione świetnie. Głównie za sprawą tego, że jeżeli porównacie mapy z tych dwóch tytułów z rzeczywistością, to są one odwzorowane niemalże 1:1.
W Steep naszym placem zabaw są Alpy z głównym bohaterem – Mont Blanc. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby się nań udać i zjechać z samego szczytu. Pomimo, że głównym założeniem jest pokonywanie kolejnych tras, których na mapie jak na lekarstwo (to są te „zapychacze” na mapie), to nic nie stoi na przeszkodzie, aby sobie rekreacyjnie poszybować nad pięknymi krajobrazami przy użyciu lotni.
W moim osobistym odczuciu, Steep to jedna z lepiej wyglądających i wciągających gier, traktująca o sportach zimowych. Pędząc na snowboardzie słyszymy i niemalże czujemy smagający w twarz wiatr, każda zaliczona wywrotka sprawia, że postać jest ulepiona śniegiem, a ten przyjemnie skrzypi, gdy pędzimy zostawiając po sobie ślad. Po dobrym The Division, Ubisoftowi po raz kolejny udało się ukazać zimę w sposób, który niejedną osobę zmusi do ubrania grubszego swetra 🙂
Zupełnie przypadkiem…
Zamieściłem tutaj dwie gry od Rockstar Games oraz dwie od Ubisoftu. Było to zupełnie niezamierzone. Moim głównym wyznacznikiem była (być może trochę szwankująca) pamięć. Starałem się zasięgnąć po tytuły, które dobrze wspominam właśnie pod względem ukazanej w nich zimy i padło właśnie na nie. Na pewno jest tego więcej i każdy znajdzie swoich faworytów – w komentarzach zawsze jest otwarta możliwość dyskusji.
Niemniej, te właśnie gry sprawiły, że nie tylko świetnie się przy nich bawiłem, ale także zrobiło mi się po prostu zimno w trakcie rozgrywki. Czy nie jest to swego rodzaju sukcesem twórców i tym, do czego tak naprawdę cały czas dążą? Do tego, aby gracz mógł jak najbardziej zagłębić się w wykreowany przez deweloperów świat.